poniedziałek, 13 stycznia 2014

Rozdział trzeci

Niedziela, 30 Czerwca 2013r.
                                         Dzień po imprezie
Obudziłam się około 10 z ogromnym bólem głowy z resztą jak i całego ciała. Wczorajsze imprezowanie dało mi się już we znaki. Okazało się, że obudziłam się jako ostatnia i wszyscy siedzieli już w kuchni jedząc śniadanie. Wszystkiego na stole było bardzo dużo. Muszę przyznać, że moja rodzicielka się spisała. Było pyszne. Po śniadaniu odwiozłam dziewczyny do ich domów a sama poszłam się trochę ogarnąć. Wzięłam prysznic i zrobiłam sobie moją miksturę na kaca. Potem postanowiłam się ubrać jakoś elegancko, ponieważ moi rodzice postanowili urządzić uroczysty pożegnalny obiad.
Wybrałam to.
Nie chciałam się przesadnie stroić, ponieważ to tylko rodzinny obiad. Zeszłam na dół i okazało się, że rodzice przygotowali obiad w jadalni, której bardzo rzadko używaliśmy. Odbywały się tam tylko bardzo ważne uroczystości rodzinne. Muszę przyznać, że znowu miło mnie zaskoczyli. Na stole było bardzo dużo potraw i to w dodatku moich ulubionych. Zaczęliśmy jeść. Śmialiśmy się i rozmawialiśmy zajadając się pysznościami. Było normalnie, tak jak kiedyś. Bez sprzeczek, kłótni i obrażania się. Liczyło się tylko to, że możemy być razem znów jak prawdziwa kochająca się rodzina. Po obiedzie nie skończyła się nasza sielanka. Oglądając telewizję śmialiśmy się i bawiło nas dosłownie wszystko. W domu znów było czuć tą potocznie zwaną rodzinną atmosferę. Siedzieliśmy jeszcze razem do około 14, a później ja wpadłam na pomysł abyśmy wszyscy poszli pokąpać się w basenie. Rodzice jednak postanowili tylko się opalać za to my postanowiłyśmy sobie nie odpuszczać. Przebrałam się w mój turkusowy dwuczęściowy strój i już po chwili wskakiwałam do basenu. Woda była bardzo ciepła. Już po chwili dołączyły do mnie moje siostry. W innym wypadku od razu dzwoniłabym do moich przyjaciółek, ale dzisiaj one też spędzały czas z rodziną. Z moich rozmyślań wyrwał mnie plusk wody. Ugh cała zachlapana, ale co tam oddam im. No i tak właśnie zaczęła się nasza „morska bitwa”. Gdy zaczęło się robić zimno ja postanowiłam wyjść już z basenu. Moje siostry jeszcze zostały. Wytarłam się ręcznikiem, usiadłam na leżaku i zaczęłam się opalać, a przy okazji ogrzewać. Nim się spostrzegłam było już po 18 i zrobiło się trochę chłodno. Jak poparzona udałam się do domu. Przebrałam się w jakieś dresy i poszłam do swojego pokoju dokończyć pakowanie. Tak, tak wiem kto normalny pakuje się na ostatni dzień? Tylko ja. Muszę przyznać, że spakowanie wszystkich ubrań, kosmetyków, butów i rzeczy dla mnie ważnych zajęło mi dość sporo czasu, bo aż dwie godziny. Około 20 zeszłam na dół i okazało się, że kolacja już na mnie czeka. Niby nic specjalnego, tylko kanapki, ale i tak bardzo mi smakowały. Zjadłam umyłam po sobie talerzyk i dołączyłam do reszty oglądającej telewizję. Jednak oglądałam bardzo krótko, ponieważ wiedziałam, że jutro muszę bardzo wcześnie wstać, abyśmy zdążyli dotrzeć na lotnisko, które oddalone jest od mojego miejsca zamieszkania aż o 2 godziny drogi. Wiedziałam, że będzie mi ciężko zerwać się bladym świtem, więc powiedziałam wszystkim dobranoc i udałam się do swojej sypialni. Wzięłam szybki, orzeźwiający prysznic i wyszłam z łazienki. Zalogowałam się jeszcze na facebooka, twittera i instagrama.  Popisałam chwilę z Weroniką i Olą na facebooku, a potem wylogowałam się ze wszystkich komunikatorów, nastawiłam budzika na godzinę 5.30 i położyłam się do łóżka. O dziwo sen przybył bardzo szybko i już po chwili odpływałam do krainy Morfeusza.

Poniedziałek, 1 Lipca 2013r.
                                             
                                                 Dzień wyjazdu
Obudziło mnie uporczywe dzwonienie mojego telefonu, a raczej budzika ustawionego w nim. Niechętnie go wyłączyłam i zwlekłam się z łóżka. Wyjrzałam za okno i okazało się, że zapowiada się piękna pogoda. Z tego właśnie względu postanowiłam ubrać się w jakieś
krótkie spodenki czy coś w tym stylu, ale najpierw postanowiłam odbyć poranną toaletę. Umyłam twarz, zęby, uczesałam włosy i spięłam je w kitkę na czubku głowy oraz zrobiłam sobie delikatn makijaż. Z walizki wyciągnęłam taki strój:
Zeszłam na dół i okazało się, że wszyscy już wstali, a w domu były nawet moje przyjaciółki.
-No witaj śpiochu.- powiedziała Weronika na co ja tylko się uśmiechnęłam.
-Co jemy?- zapytałam
-A co byś chciała?- zapytała moja rodzicielka rozkładając talerze.
-A co proponujesz?- odpowiedziałam.
-Hmmm... A co mogę chcieć?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Uwielbiałam to robić.
-Dobra, dobra jedz co chcesz, ale skończcie tą gadkę, bo one- wskazała na moje przyjaciółki- zaraz pękną ze śmiechu. - powiedziała moja siostra Martyna.
-Ok, ok. - przytaknęłam.
Zaczęliśmy jeść. Znów na stole wszystkiego było bardzo dużo i było bardzo pyszne. Rozmawialiśmy i śmialiśmy się jak nigdy. Po śniadaniu przyszedł czas na najgorsze... Nienawidziłam pożegnań. Byłam twarda, ale gdy miałam się z kimś żegnać i to jeszcze na długo kompletnie się rozklejałam. Na razie żegnałam się tylko z moimi siostrami, ale to i tak w końcu pożegnanie i to z siostrami. No i nastał najgorszy moment. Pierwsza była moja starsza siostra Martyna.
-Tylko uważaj tam na siebie.- powiedziała przytulając się do mnie. Wtedy pierwsze łzy pociekły po moich policzkach.
Ty też.- wydukałam tylko mocniej się w nią wtulając. Oderwałyśmy się od siebie i podeszłam do Laury.
-Grzeczna bądź młoda.- powiedziałam i przytuliłam się do niej.
-Chyba to ja powinnam to mówić.- powiedziała na co obie się zaśmiałyśmy. Oderwałyśmy się od siebie, ponieważ była już pora się zbierać. Ola i Weronika również pożegnały się z moimi siostrami i razem z moimi rodzicami ruszyliśmy do samochodu. Ostatni raz spojrzałam na mój dom, nie poprawka już nie mój dom. Mój dom jest teraz w Londynie. Mimo, że mam mnóstwo zdjęć tego miejsca i jego otoczenia i tak będę strasznie tęsknić. W duchu złożyłam sobie obietnicę, że już niedługo znów tu wrócę. Wsiadłam do samochodu, a tata spakował nasze walizki do bagażnika i już po chwili byliśmy w drodze do Wrocławia na lotnisko.  Było po 7, samolot odlatywał o 10 więc spokojnie zdążymy- pomyślałam. Droga mijała nam w ciszy, jedynie radio wydawało z siebie ciche brzdęknięcia różnych melodii. Nikt się nie odzywał. Nawet nasza Ola, która zawsze była taką gadułą. Wszystkim dziś było smutno. Nawet się nie spostrzegłam, samochód zaparkował przed lotniskiem. Wysiadłam z samochodu i powitały mnie ciepłe promienie słońca. Chwyciłam swoją walizkę za rączkę i zaczęłam ją ciągnąć za sobą do środka. Teraz przyszło pożegnać się z rodzicami. Znów zalała mnie fala smutku. Rodzice podeszli do mnie razem:
-Uważaj na siebie dziecko.-powiedziała mama i pocałowała mnie w czoło.
-I nie rób głupstw. -dodał mój ojciec i uczynił to samo co mama przed chwilą.
-Dobrze, ale od warunkiem, że Wy też będziecie na siebie uważać i nie będziecie robić głupot. Posłałam im ciepły uśmiech i objęłam ich obydwoje razem. Łzy delikatnie spływały po moich policzkach, ale nikt na szczęście ich nie zauważył.
- Muszę już iść. Niedługo Was odwiedzę, obiecuję, ale teraz już naprawdę muszę iść. - powiedziałam i ostatni raz uściskałam moich rodziców. Później rodzice jeszcze pożegnali się z moim przyjaciółkami, a następnie udałyśmy się do odprawy. Przebiegła ona nam dość szybko i sprawnie. Już po chwili siedziałyśmy w samolocie czekając na start. Pewnie dalej nikt by się odezwał, gdyby nie to, że stewardessa kazała zapiąć pasy, bo za chwilę mieliśmy wystartować.  Wtedy właśnie Ola jak zawsze zaczęła panikować.
-AAA spadniemy! Zaraz spadniemy!- krzyczała a my próbowałyśmy ją uspokoić, ponieważ ludzie zaczynali się na nas dziwnie patrzeć.
-Uspokój się, spokojnie, już. - powtarzałam, a dziewczyna powoli się uspokajała. Po chwili samolot znajdował się już w górze.
 Lola też już była spokojna. Siedząc przy oknie podziwiałam cudowne widoki, ale po pewnym czasie zaczęłam się robić senna i odpłynęłam. Obudził mnie głos Weroniki, która poinformowała mnie, że za chwilę lądujemy. Podniosłam się do pozycji siedzącej i zapięłam pasy. Po chwili mogłyśmy spokojnie wysiąść z samolotu. Odebrałyśmy swoje bagaże z taśmy i zaczęłyśmy się kierować w stronę wyjścia. Nie było to proste zadanie, ponieważ na lotnisku kłębiło się mnóstwo ludzi. Gdy stanęłyśmy przy wyjściu okazało się, że na zewnątrz leje jak z cebra. Tak jak moje towarzyszki naciągnęłam na siebie jakąś bluzę i udałam się do wielkich obrotowych drzwi. Modliłam się tylko, aby jak najszybciej złapać jakąś taksówkę. Jak na złość nie jechała żądna wolna. Przemoczona od stóp do głów w krótkich spodenkach machałam ręką jak głupia do każdej nadjeżdżającej taxi. W końcu postanowiłyśmy iść do jakiejś knajpki, aby trochę się osuszyć. Najbliżej okazało się być Nando's . Okazało się, że jednak przeszłyśmy pieszo duży kawałek. Weszłyśmy do środka i zajęłyśmy wolny stolik. Zamówiłyśmy sobie jakieś dania obiadowe i zjadłyśmy ze smakiem. Zdążyłyśmy się już odrobinę wysuszyć i znów ruszyłyśmy w podróż do domu. Ciągnąc bagaże wyszłyśmy na ulicę i tym razem już zadzwoniłyśmy po taksówkę. Przez ten czas siedziałam na walizce, aż nagle zostałam cała opryskana wodą z kałuży przez samochód przejeżdżający ulicą. Wstałam szybko i krzyknęłam tylko „dupek” w stronę samochodu, ale był już tak daleko, że pewnie nie usłyszał. Po chwili usłyszałam za sobą śmiech. Odwróciłam się w tył i zobaczyłam pięciu chłopaków strasznie śmiejących się ze mnie. Prychnęłam tylko i już chciałam im coś powiedzieć, ale nasza taksówka już podjechała. Wsiadłam do samochodu wraz z Olą i Weroniką, a kierowca wsadził nasze walizki do bagażnika. Kątem oka spojrzałam w okno i ujrzałam tych chłopaków teraz już odrobinę poważniejszych. Wzrok ich wszystkich był skupiony na mnie, a ja nie miałam zamiaru przestać patrzeć na nich. Ciągle zdawało mi się, że skądś ich znam, ale odpuściłam sobie szukanie w pamięci skąd. Po chwili dojechaliśmy do naszego nowego domu. Był naprawdę wielki i śliczny.
Od strony frontu znajdował się piękny ogród.
Mimo iż byłam już tu kilka razy teraz wyglądał jeszcze lepiej, chociaż padał deszcz. Weszłyśmy do środka. Bagaże zostawiłyśmy w przedpokoju, rozebrałyśmy buty i weszłyśmy w głąb domu. Pierwszą rzeczą jaką zrobiłam była wizyta w łazience. Wyszłam i udałam się do kuchni gdzie były Weronika i Ola.
- Jakie plany na dziś? - zapytałam wchodząc.
- Ja chcę tylko spać. - odpowiedziała mi Olka.
- Ja też.- dodała Weronika.
- No to będziemy spać.- odparłam.
Nalałam sobie szklankę soku i oznajmiłam dziewczynom, że idę się rozpakować.
Weszłam do mojego pokoju. Był po prostu idealny.
Położyłam walizkę na łóżku i zaczęłam wyciągać z niej rzeczy, które później włożyłam do szafy. Nie zajęło mi to dużo czasu, ale postanowiłam jeszcze chwilę posiedzieć sama. Wyciągnęłam jeszcze moje zdjęcia i poustawiałam je na biurku   i szafkach. Postanowiłam jeszcze zapalić papierosa. Już od dawna próbuję z tym skończyć, ale jakoś nie potrafię. Wzięłam paczkę papierosów i wyszłam na balkon. Odpaliłam jednego i zaczęłam uważnie obserwować otoczenie domu. Z mojego pokoju był idealny widok na dom sąsiadów, pod który właśnie podjechał czarny wan. Szybko zgasiłam papierosa i weszłam do środka, ponieważ nie chciałam żeby pomyśleli sobie, że ich podglądam czy coś w tym stylu. Właśnie wtedy zorientowałam się, że ciągle jestem w moich przemokniętych ciuchach. Wyjęłam z szafy jakieś dresy i postanowiłam wziąć odświeżający prysznic. Muszę przyznać, że był on bardzo długi, ale był bardzo przyjemny po dzisiejszej podróży. Przebrałam się w mój wcześniej przygotowany strój i weszłam z powrotem do pokoju. Okazało się, że jest dopiero po 15. Zalogowałam się na wszystkie portale, ale jak zwykle nic się nie działo. Dodałam na facebooka tylko post o treści: „Witaj Londynie!” i oznaczyłam w nim moje przyjaciółki. Wyszłam ze swojej sypialni i najpierw odwiedziłam pokój Oli. On też był śliczny. Dokładnie w jej guście.
Okazało się jednak, że Lola śpi. Wyszłam po cichu i powędrowałam do sypialni Weroniki.
Ona też spała. Widać było, że zmęczyła ich podróż. Znów po cichu wyszłam i idąc korytarzem do swojego pokoju zatrzymałam się aby spojrzeć na naszą wspólną ścianę.
 Był to pomysł naszej trójki. Dla nas ten napis był bardzo ważny. Delikatnie przejechałam po nim palcami i ruszyłam dalej. Zeszłam do kuchni. Tak jak się spodziewałam lodówka świeciła pustkami.  Popędziłam na górę do swojego pokoju aby się przebrać. Wybrałam dla siebie taki strój, ponieważ było zimno i padał deszcz.
 Zeszłam do kuchni i zostawiłam karteczkę, że wyszłam na zakupy. Zabrałam klucze do domu i zamknęłam go. Wzięłam również kluczyki od mojego samochodu i już po chwili wyjeżdżałam z podjazdu. Podjechałam pod najbliższy market, którym okazało się Tesco. Wzięłam wózek i zaczęłam wkładać do niego potrzebne jedzenie. Zatrzymałam się przy stoisku z owocami i nagle za sobą usłyszałam huk. Zdążyłam się tylko odwrócić i poczułam ogromny ból, a później już tylko ciemność...
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hej! Chciałam Was bardzo przeprosić, że rozdział pojawił się dopiero dzisiaj, ale szkoła znów powróciła... :/ A po za tym dzisiaj urodziny Zayna więc życzmy Mu wszystkiego co najlepsze! :*
Pozdrawiam gorąco i zapraszam do komentowania xxx
I znów chcę podziękować za te ponad 500 wyświetleń! Jesteście cudowni! xxx

6 komentarzy:

  1. Cudowny rozdział. *o*
    Piszesz naprawdę świetne opowiadanie. :)

    Zapraszam serdecznie do siebie, na siódmy rozdział: spontanicznie-o-1d.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. nadrobiłam wszystkie i z każdym kolejnym coraz ciekawiej, a ten to już w ogólę! ;) czekam z neicierpliwością na kolejny! ;)
    zapraszam na nanosekundybezciebie.blog.pl oraz mój nowy blog zyciejakbajka.blogspot.com
    buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  3. Boże... piękny rozdział! Myślę, że ta "piątka chłopaków" to One Direction.
    Kiedy będzie następny??

    Bloom Styles ;3

    OdpowiedzUsuń
  4. Heh .., "PIĄTKA CHŁOPAKÓW" nie do rozpoznania ;D

    OdpowiedzUsuń

Szablon by S1K