czwartek, 1 stycznia 2015

Oneshot rocznicowy! ^^

Na początku chciałabym Wam wszystkim życzyć szczęśliwego Nowego Roku i przeprosić, że tak późno dodaję, ale tak wyszło, a teraz łapcie ten oneshot!
Enjoy! :D

--------------------------------------------------------------------------------------------

Poniedziałek... Kolejne pięć dni w szkole z ludźmi, których tak strasznie nienawidzę z resztą z wzajemnością. Poszłam do łazienki, aby się ogarnąć i zrobić makijaż. Gotowa ubrałam się we wcześniej przygotowany strój. Nie lubiłam się zbytnio stroić.


Zeszłam do kuchni i wypiłam kubek gorącej herbaty zrobionej przez moją mamę, która przed chwilą wyszła do pracy. Siedziałam przez dłuższą chwilę na blacie kuchennym wpatrując się w zdjęcie postawione wysoko na półce. Moja mama je tutaj postawiła za co dostała niezłą burę. Niestety nawet to jej nie przekonało, aby je schowała. Miałam jeszcze jedną odbitkę tej fotografii, ale nikt z domowników o tym nie wie. Chciałam przekreślić ten rozdział w moim życiu, jednak to nie było takie proste. Spojrzałam jeszcze raz na zdjęcie. Przedstawiało dwójkę nastolatków, przyjaciół. Tak, do końca pozostaliśmy przyjaciółmi, chociaż nasza relacja już dawno przerodziła się w coś znacznie poważniejszego. Chłopak o ciemnej karnacji, czarnych włosach i czekoladowych oczach całuje w policzek uśmiechniętą, zielonooką brunetkę. Moje oczy już chyba nigdy potem tak nie błyszczały. Nie widziałam go już cztery lata. Cztery lata cudownej kariery One Direction i cztery lata tęsknoty za Zayn'em... Dlaczego mnie wtedy zostawił?! Dlaczego poszedł do tego cholernego X-Factora? Może teraz bylibyśmy razem szczęśliwi? Jestem jakaś chora, przecież nie mogę go obwiniać o to, że chciał spełniać swoje marzenia. W moich oczach powoli zaczęły się gromadzić łzy. Zamrugałam kilkakrotnie, aby się ich pozbyć. Ogarnęłam się i wyszłam z kuchni. Naciągnęłam na nogi buty, następnie ubrałam kurtkę i szal. Ostatni raz przejrzałam się w lustrze zarzucając na ramię torbę z książkami wyszłam z domu. Zamknęłam drzwi na klucz i udałam się w stronę szkoły. Owiał mnie bardzo zimny i mroźny wiatr. Zarzuciłam na głowę kaptur i przeklęłam pod nosem. Jak ja nienawidziłam Londynu, szczególnie zimą. Dlaczego musieliśmy się wyprowadzić z Bardford? Co moim rodzicom się tak bardzo tam nie podobało?! Warknęłam próbując jakoś ułożyć potargane wiatrem włosy. Na szczęście droga do szkoły nie zajęła mi dużo czasu. Weszłam do budynku nie zwracając uwagi na innych. Przebrałam się i udałam się do szafki wyciągnąć potrzebne książki. Nagle usłyszałam za sobą znajomy głos:
-Rose!- pisnęła dziewczyna.
-Alex. -uśmiechnęłam się. - Już zdrowa?- zapytałam.
-No, nareszcie.- zachichotała.
Alex to moja najlepsza i jedyna zarazem przyjaciółka. Tylko ona zaczęła ze mną rozmawiać, kiedy pierwszy raz pojawiłam się na uniwersytecie. Kocham ją jak siostrę. Jest cudowna, nikt mnie tak nie rozumie jak ona.
Naszą rozmowę przerwał dzwonek i wspólnie udałyśmy się na lekcję. Och, dlaczego akurat chemia?! Weszłyśmy do sali i zajęłyśmy miejsce przy naszym stoliku. Pan Wright zaczął sprawdzać obecność.
-Rose Parker.- powiedział podnosząc oczy znad dziennika.
-Obecna.- odpowiedziałam beznamiętnie.
-Mogło by Cię nie być.- stwierdził głos obok mnie. Josh, jak ja go nienawidzę.
-Spadaj.- bąknęłam posyłając mu krótkie, wkurzone spojrzenie.
Pewnie spytacie, dlaczego aż tak bardzo mnie nie lubi, więc odpowiadam. Josh to podrywacz. Spotyka się z każdą dziewczyną tylko kilka dni, a później w okrutny sposób z nią zrywa. Od razu na pierwszym roku upatrzył sobie mnie. Zapytał czy nie chciałabym z nim iść na bal jesienny. Odmówiłam, co go chyba bardzo zdziwiło. Zapytał dlaczego, więc powiedziałam mu, że nie mam ochoty prowadzać się z dupkiem, który chce zaciągnąć mnie jedynie do łóżka. Chłopak od tamtej pory zaczął mnie wyzywać i nienawidzić. Na początku było mi smutno, ale teraz mnie to nie obchodzi, więc kolejną jego uwagę na mój temat po prostu zignorowałam.
Lekcje minęły w zaskakująco szybkim tempie, dlatego też już po kilku godzinach opuszczałam szkołę. Pożegnałam się z Alex i udałam się do domu. Tam na mnie czekał już pyszny obiad. Zjadłam posiłek wspólnie z rodzicami i poszłam do swojego pokoju odrabiać lekcje. Po chwili do moich drzwi zapukała moja rodzicielka, która dzierżyła w rękach kubek gorącej herbaty.
Uśmiechnęłam się promiennie odbierając od niej naczynie z parującą cieczą.
-Dziękuję.- powiedziałam stawiając kubek na biurku.
-Nie ma za co, na pewno się przyda. - uśmiechnęła się.
-Na pewno.- odpowiedziałam zanim zdążyła wyjść.
Usiadłam przy biurku i zaczęłam odrabiać zadania z trygonometrii. Po kilkunastu minutach skończyłam. Moja herbata już nieźle przestygła. Zabrałam kubek i usiadłam na parapecie okna. Naciągnęłam rękawy swetra mocniej na dłonie i chwyciłam kubek w obie ręce. Oparłam głowę o zimną szybę i odetchnęłam głośno. Na dworze padał delikatny śnieg. Przymknęłam powieki i uśmiechnęłam się delikatnie. Lubiłam obserwować co dzieje się na dworze z tego miejsca. Ludzie jak poparzeni uciekali w popłochu do swoich ciepłych mieszkań. Prychnęłam cicho. Jak można bać się śniegu? Niedorzeczne. Ściągnęłam usta w wąską linijkę, bo właśnie przypomniałam sobie jak ja i Zayn świetnie się bawiliśmy zimą. Już od dziecka, zawsze razem, we dwójkę. Pamiętam jak jego mama zawsze bała się o mnie kiedy się razem bawiliśmy. Już od małego Zayn był strasznym urwisem. Uwielbiał broić, a ja razem z nim. Nieraz miałam pozdzierane kolana i łokcie, gdy razem chodziliśmy po drzewach. Pamiętam jak spadłam z drzewa i złamałam rękę. Zayn był przerażony. Mieliśmy chyba wtedy po 9 lat. To były cudowne czasy. Dopiłam ostatni łyk herbaty i zeskoczyłam z parapetu. Odstawiłam kubek na brzeg biurka i zabrałam się za robienie reszty zadań. Po około dwóch godzinach męczarni z polskim i historią mogłam powiedzieć, że skończyłam. Odetchnęłam z ulgą i rozsiadłam się wygodniej na krześle. W tym momencie zaburczało mi w brzuchu. To najwyższa pora żeby coś zjeść- pomyślałam. Zabrałam kubek i zeszłam na dół. Udałam się do kuchni gdzie moja mama właśnie nakrywała do stołu.
-Dobrze, że jesteś Rosie. Kolacja gotowa.- oznajmiła rodzicielka.
-Mamo, ile razy mam Ci powtarzać, żebyś tak na mnie nie mówiła?- zapytałam oskarżycielsko.
-Daj spokój, przecież Zayn tak na Ciebie mówił.- skomentowała beznamiętnie.
W tym samym momencie w pomieszczeniu pojawił się mój ojciec.
-Ann, daj spokój, nie chce, żeby tak na nią mówić to nie mów.- stanął w mojej obronie.
-W porządku.- uniosła się moja matka.
Szczerze mówiąc zaczynały mnie wkurzać te jej uwagi. Już od jakiegoś czasu wspominała Zayn'a. Wciągnęłam powietrze głęboko w płuca i wypuściłam je ze świstem. Zjedliśmy posiłek w niezręcznej ciszy. Podziękowałam krótko i poszłam do siebie. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu, wskazywał on godzinę 19.10. Mruknęłam pod nosem jakieś przekleństwo i zabierając telefon oraz paczkę papierosów i zapalniczkę wyszłam na balkon. Moim ciałem targnął dreszcz. Miałam na sobie tylko cienki sweter, ale nie chciało mi się wracać po coś cieplejszego. Dawno nie paliłam- stwierdziłam w myślach. Nie paliłam często, ale kiedy się denerwuje, albo muszę poważnie pomyśleć papierosy towarzyszą mi. Wyciągnęłam jednego z opakowania i odpaliłam go zaciągając się dymem. Oparłam się dłońmi o balustradę i spuściłam głowę. Ostatnio wspomnienia wracały z coraz to większą siłą, co bardzo źle wpływało na moją i tak bardzo już słabą psychikę. Podniosłam wzrok i spojrzałam na miasto pogrążone w mroku. Mimo iż nie za bardzo przepadałam za Londynem, miał on w sobie jakiś urok. Dokończyłam papierosa i zgasiłam niedopałek następnie wrzucając go do popielniczki. Wyciągnęłam z kieszeni komórkę i wybrałam numer Alex.
Po kilku sygnałach usłyszałam znajomy głos w słuchawce.
-Cześć Rose.- zaśmiała się.
-Witaj Alexis.- zachichotałam.
-Rosalio.- ciągnęła.
-Dobra, daj spokój.- skomentowałam z przekąsem na co odpowiedział mi tylko śmiech mojej przyjaciółki.
-Ej, a czy Ty tak przypadkiem nie miałaś dzwonić godzinę temu?- zapytała.
-No miałam, miałam.- stwierdziłam cicho.
-Co Ty taka przybita? Co się stało?- zapytała.
-Wspomnienia bolą Maleńka. - stwierdziłam melancholijnie na co Al parsknęła śmiechem. Po chwili sama również się z tego śmiałam.
-Daj spokój z tym zadręczaniem się i po prostu się z nim skontaktuj. - poradziła mi.
-Ale jak?- zapytałam.
-Nie wiem, chociażby zadzwoń.- poleciła.
-I co miałabym powiedzieć? Cześć, jestem Rose Parker. Mam 20 lat. Znamy się od dzieciństwa i kiedyś ponoć znaczyłam dla Ciebie wszystko. Pamiętasz mnie? Daj spokój, to niedorzeczne.- prychnęłam.
-To ja nie wiem co masz zrobić, ale na pewno nie możesz się tak zadręczać.- odpowiedziała.
Rozmawiałyśmy jeszcze dobrą godzinę, w której zdążyłam się przenieść do pokoju i sprawdzić wszystkie portale społecznościowe. Pożegnałam się z dziewczyną i opadłam na łóżko. Leżałam tak przez chwilę bez żadnego celu. W końcu postanowiłam wziąć prysznic. Zabrałam piżamę, ręcznik i oczywiście telefon i udałam się do łazienki. Po dość długiej kąpieli wyszłam spod prysznica. Wytarłam swoje ciało i wysuszyłam włosy. Odświeżona wróciłam do pokoju i spakowałam potrzebne mi na jutro książki. Zegar wskazywał dopiero 21.50, a zajęcia zaczynałam jutro dopiero o 10.00, więc postanowiłam pooglądać telewizję. Zeszłam na dół i skierowałam swoje kroki do salonu, gdzie rodzice oglądali jakiś film. Rozsiadłam się na fotelu i obserwowałam ekran telewizora. Pewnie spytacie, dlaczego mając 20 lat nadal mieszkam z rodzicami. W sumie sama nie wiem, tak wyszło, ale na razie jakoś nie chcę tego zmieniać. Film skończył się około 23.00. Pożegnałam się krótkim ,,dobranoc” i udałam się do mojego pokoju. Od razu położyłam się do łóżka i zasnęłam.
Tak mijały mi kolejne dni. W piątek pożegnałam się ze znajomymi z uczelni i życzyłam im wszystkim wesołych świąt. Zbliżały się one wielkimi krokami. W piątkowe popołudnie wróciłam do domu w dosyć dobrym nastroju. Przekroczyłam próg domu, a moja rodzicielka od razu pojawiła się obok mnie.
-Jedziemy do Bradford.- oznajmiła na co na mojej twarzy pojawił się ogromny uśmiech.- Po dziadka i babcię.- dodała, a ja miałam ochotę ją udusić gołymi rękami.
-Świetnie.- odpowiedziałam sarkastycznie, ale ona tego chyba nie zauważyła.
Pędem pobiegłam do mojego pokoju i zamknęłam drzwi z hukiem. Rzuciłam torbę w kąt i ległam na łóżko. Dobija mnie jej zachowanie. Wsadziłam słuchawki do uszu i zaczęłam słuchać Arctic Monkeys. Po chwili zrobiłam się strasznie senna. Wyłączyłam muzykę i ułożyłam się wygodniej na łóżku. Już po chwili wędrowałam po krainie Morfeusza. Zostałam obudzona kilka godzin później przez otwarcie drzwi. Zobaczyłam w nich mojego ojca.
-Co się stało tato?- zapytałam zaspanym głosem.
-Mama woła na kolację.- uśmiechnął się wchodząc do pokoju.
-Mhm.- mruknęłam wygrzebując się z ciepłej pościeli.
-Mam do Ciebie prośbę Rose.- powiedział.
-Jaką?- zapytałam zaciekawiona w tym samym momencie spinając włosy w koka.
-Wybacz mamie te wszystkie uwagi, ostatnio jest bardzo roztargniona. To wszystko jest związane z tą świąteczną gorączką.- uśmiechnął się promiennie.
-Nie ma sprawy.- odwzajemniłam uśmiech.
Wspólnie zeszliśmy na dół i udaliśmy się do kuchni. W nawet dobrej atmosferze zjedliśmy kolację. Zegar wskazywał dopiero godzinę 19.00. Nie chciało mi się oglądać telewizji, więc udałam się do mojej sypialni. Panował tam niezły bałagan. Zabrałam się za sprzątanie. Już po godzinie wszystko lśniło czystością. Zebrałam jeszcze moje brudne ubrania i wrzuciłam je do pralki. Nastawiłam pranie i wyszłam z łazienki. Wróciłam do mojego pokoju i zabierając telefon oraz papierosy wyszłam na balkon. W mojej głowie odbijało się tylko jedno słowo: Bradford. A co jeśli go tam spotkam? Czy byłby w stanie mnie w ogóle poznać? Nie ma szans. Prychnęłam cicho ze śmiechem kręcąc głową. Mała, głupiutka Rosie wierzy w bajki. Wyciągnęłam komórkę z kieszeni i spojrzałam na wyświetlacz. 20.00, a więc mogę zadzwonić do Alex. Wystukałam numer i czekałam na połączenie. Po kilku sygnałach odebrała.
-Hej Rose.- zaśmiała się.
-Hej Alex.- odpowiedziałam jej tym samym.
-Co tam?- zapytała.
-Jadę do Bradford.- powiedziałam.
-Co? Ale kiedy? Na całe święta? Przecież miałyśmy się spotkać.- zasypała mnie lawiną wypowiedzi, na co ja wybuchłam gromkim śmiechem.
-Tylko po babcię i dziadka.- stwierdziłam smutno.- Przyznam szczerze, że wolałabym tam spędzić święta.- dodałam.
-Beze mnie?- zapytała Al smutnym, cienkim głosikiem na co zachichotałam.
-Tylko z Tobą.- powiedziałam na co wybuchłyśmy gromkim śmiechem.
Rozmawiałyśmy jeszcze kilkanaście minut, ale Alex musiała pomóc mamie w pieczeniu ciasteczek. No tak, przygotowania do świąt, tylko ja taka bezrobotna. Zaśmiałam się w duchu i ruszyłam z powrotem do mojego pokoju. Postanowiłam się wykąpać. Nalałam pełną wannę wody z olejkami zapachowymi i położyłam się wygodnie w niej. Kiedy woda zrobiła się już dosyć chłodna dokończyłam szybko mycie włosów i ciała, a następnie wyszłam z wanny. Wytarłam swoje zmarznięte ciało i ubrałam piżamę, Włosy rozczesałam i wysuszyłam. Ziewnęłam przeciągle i wyszłam z łazienki. Było jeszcze wcześnie, ale nie miałam ochoty na nic prócz snu, więc położyłam się do łóżka i zasnęłam.

**Następnego dnia**
Zostałam obudzona przez budzik a telefonie ustawiony wczoraj wieczorem. Zegar wskazywał 9.00.
Przeciągnęłam się i niechętnie wstałam z łóżka. Musiałam wybrać jakiś strój na dzisiaj. Doczłapałam do szafy i zaczęłam w niej grzebać. Po chwili wybrałam strój.



Ubrałam się i udałam się do łazienki. Odbyłam poranną toaletę, rozczesałam włosy i zostawiłam je rozpuszczone oraz zrobiłam makijaż. Wyszykowana zeszłam na dół. Zapach świeżo parzonej kawy zaprowadził mnie do kuchni. Uśmiechnęłam się i od razu nalałam sobie kubek. Usiadłam przy stole i ukradłam z talerza mojego taty kanapkę. On pokręcił tylko głową z uśmiechem. Po chwili mama postawiła przede mną talerz z pięknie pachnącą jajecznicą. Zjadłam ze smakiem i dopiłam kawę.
-Zbieramy się.- zarządziła mój ojciec.
-Jedźcie ostrożnie, w radiu mówili rano, że drogi są bardzo śliskie. - powiedziała mama.
-Ty nie jedziesz?- zdziwiłam się.
-Postanowiłam, że zostanę, dokończę porządki w domu i zacznę przygotowywać wszystko do świąt.- wyjaśniła sprzątając talerze ze stołu.
-Okej.- mruknęłam tylko wstawiając swój talerzyk do zlewu.
Wyszłam z kuchni i udałam się do łazienki. Poprawiłam makijaż i spryskałam się perfumami. Wyszłam z pomieszczenia i zabrałam torbę, do której włożyłam rękawiczki, papierosy, słuchawki do telefonu, portfel oraz kosmetyczkę. Komórkę wcisnęłam do kieszeni spodni i ubrałam kurtkę oraz buty. Mój ojciec pojawił się po chwili obok mnie gotowy do wyjazdu. Pożegnaliśmy się z moją rodzicielką i wyszliśmy z domu. Na dworze padał gęsty śnieg. Przeklęłam pod nosem prawie niesłyszalnie mając nadzieję, że tata tego nie słyszał. Wsiedliśmy do samochodu. Zapięłam pasy, a mój ojciec w tym odpalił silnik. Wyjechaliśmy z podjazdu i ruszyliśmy w drogę.
-Jaką tam masz muzykę na telefonie?- zagadnął ojciec.
-Arctic Monkeys.- pisnęłam. Obydwoje byliśmy fanami tego zespołu.
Podłączyłam telefon do radia przez kabel USB i już po chwili z głośników wydobywały się pierwsze dźwięki piosenki I Wanna Be Yours. Po chwili tata włączył GPS i wpisał nazwę Bradford. Odległość wynosiła w przybliżeniu 300 km. Nie zdawałam sobie sprawy, że to aż tak długo, a więc czeka nas długa droga. Rozmawialiśmy się i śmialiśmy się ze wszystkiego. Po około dwóch godzinach jazdy zasnęłam oparta o szybę.


**Oczami Zayna**
Stałem pod drzwiami tak dobrze znanego mi domu. Nic się tu nie zmieniło. Miałem nadzieję, że ją zastanę. Tak dawno jej nie widziałem, ponad cztery lata bez części siebie. Tak, Rose była częścią mnie, tą lepszą. Wziąłem głęboki oddech i potarłem spoconymi dłońmi o moje czarne jeansy. Tylko co ja jej powiem? Cześć jestem Zayn, mam 21 lat, znamy się od dziecka. Pamiętasz mnie jeszcze? Bez sensu. Nie zastanawiając się dłużej zadzwoniłem dzwonkiem do drzwi i czekałem aż ktoś je otworzy. Po chwili pojawiła się w nich jakaś obca mi kobieta. To na pewno nie była mama Rose.
-Pan w jakiej sprawie?- zapytała lustrując mnie podejrzliwym wzrokiem.
-Dzień dobry. Ja do państwa Parker.- wyjaśniłem.
Kobieta spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
-Państwo Parker nie mieszkają tu już prawie trzy lata.
-Ohh. A wie Pani może gdzie mógłbym ich znaleźć? - nie wiedziałem co powiedzieć. Jak to prawie trzy lata tu nie mieszkają? Z zamyślenia wyrwał mnie głos kobiety.
-Przykro mi, ale nie wiem.
-No cóż szkoda, w takim bardzo przepraszam i dziękuję. - powiedziałem odchodząc.
Po chwili do kobiety dołączyła mała dziewczynka.
-Mamo, Ty nie wiesz kto to był?- zapytała. Przyglądałem się całej sytuacji z chodnika.
-Jakiś chłopak szukał poprzednich właścicieli domu.- stwierdziła.
-Mamo, to był Zayn Malik! Rozumiesz?! Zayn Malik!- pisnęła na co pokręciłem głową z uśmiechem.
-Niemożliwe. Chodź do domu Magie.- stwierdziła matka ciągnąc dziewczynkę do domu.
Stałem tam jeszcze przez chwilę nie wiedząc co ze sobą zrobić. Teraz to na pewno jej nie znajdę- pomyślałem. Wyciągnąłem z kieszeni kurtki papierosy i zapalniczkę. Odpaliłem jednego i zaciągnąłem się dymem. Dzierżąc fajkę w dłoni udałem się tylko w mi znanym kierunku. Łaziłem dobre dwie godziny po mieście odwiedzając miejsca, w których razem spędzaliśmy czas. Nazbierało się tego. Nieźle zmarzłem, ale wiedziałem, że muszę odwiedzić jeszcze jedno miejsce. Był to plac zabaw niedaleko domu Rose. Wszedłem od drugiej strony i zatrzymałem się pod drzewem. Wtedy zobaczyłem Ją. Siedziała na huśtawce z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Zamurowało mnie. Moje serce zaczęło walić jak szalone. Cały zacząłem się trząść. Moje nogi stały się jak z waty. Nic się nie zmieniła. Nadal była śliczna. Wciągnąłem wielki haust powietrza do płuc starając się uspokoić mój organizm. Jednak to nic nie pomogło. Cholera, była taka cudowna. Teraz mogłem to powiedzieć, kocham ją najbardziej na świecie. Od tych czterech lat nic się nie zmieniło. Nikt nie wyobraża sobie jak bardzo żałuję, że jej tego nie powiedziałem. Przyjrzałem się dziewczynie dokładnie. Zmieniła styl z dziewczęcego na bardziej ostry, seksowniejszy. Muszę przyznać, że w tej wersji podobała mi się jeszcze bardziej. Na końcówkach jej brązowych włosach pojawiło się delikatne blond ombre. Kiedy w końcu udało mi się pozbierać i chciałem do niej podejść jej telefon zadzwonił. Dziewczyna odebrała połączenie. Słyszałem tylko strzępki rozmowy.
-Tak, tato już wracam- fuknęła wywracając oczami.- Nie rozumiem dlaczego nie mogliśmy spędzić tych świąt w Bradford, zresztą nieważne.- stwierdziła z przekąsem kończąc połączenie.
Wstała z huśtawki i wyciągając z kieszeni papierosa ruszyła w nieznanym mi kierunku.
-Ona pali.- szepnąłem sam do siebie.
Po chwili otrząsnąłem się i zacząłem za nią biec, ale gdzieś zniknęła. Wróciłem na plac zabaw i usiadłem tak jak Rose przed chwilą, na huśtawce. Ukryłem twarz w dłoniach i odetchnąłem głęboko.
-Jesteś idiotą Zayn.- stwierdziłem.
Miałem jedyną okazję od czterech lat, żeby się do niej odezwać, a ja stałem i podziwiałem. Siedziałem dłuższą chwilę wpatrując się w przestrzeń przede mną. Plac zabaw był pusty. Kiedyś przychodziło tu mnóstwo dzieci, teraz wolą grać na konsolach i oglądać głupie seriale w telewizji niż wyjść na dwór i pobawić się z rówieśnikami. Pamiętam jak ja i Rose byliśmy mali. Zimą lepiliśmy bałwana, rzucaliśmy się śnieżkami. Wiosną biegaliśmy po kałużach, a gdy było ciepło zbierałem dla niej kwiatki i robiłem bukiety. Latem kąpaliśmy się w basenie, chodziliśmy po drzewach. Jesienią zbieraliśmy liście i obrzucaliśmy się nimi nawzajem. Uwielbiałem z nią grać w piłkę nożną, ponieważ była słabsza, ale za to lepiej jeździła na łyżwach, więc kiedy się wywracałem zawsze się ze mnie śmiała. Udawałem naburmuszonego i żebym przestał się gniewać musiała mnie cmoknąć w policzek. W moich oczach zakręciły się łzy. Tak bardzo za tym tęskniłem. Tęskniłem za nią, za nią całą. Za jej uśmiechem, dołeczkami w policzkach, za zielonymi oczami z ledwo co widocznymi żółtymi gwiazdkami wokół źrenic. Tęskniłem za każdym jej ruchem, za tym w jaki sposób się śmiała, płakała, krzyczała, tańczyła, śpiewała. Westchnąłem przeciągle, gdy poczułem wibracje w kieszeni spodni. Wyciągnąłem telefon i spojrzałem na wyświetlacz. Wiadomość od Lou:
I co znalazłeś ją? ^^
Wystukałem na wyświetlaczu tylko krótkie ,,nie” i nie czekając na odpowiedź przyjaciela schowałem urządzenie z powrotem do kieszeni. Obrzucając ostatni raz zmęczonym spojrzeniem miejsce opuściłem plac zabaw.




**Oczami Rose**

Do Londynu została jeszcze godzina drogi. Nie spotkałam nigdzie Zayn'a. Mogłam się tego spodziewać. W moich myślach odbijały się tylko czekoladowe tęczówki Zayn'a, których tak dawno nie widziałam. Oparłam głowę o szybę i zasnęłam. Obudziły mnie otwierane drzwi. Ruszyłam razem z tatą i dziadkami do domu. Zjedliśmy wspólnie spóźniony obiad. Później dziadek i tata zabrali się za wyciąganie ozdób świątecznych, a ja, mama i babcia zabrałyśmy się za przygotowywanie potraw świątecznych. Około 20.00 postanowiliśmy skończyć, ponieważ byliśmy już nieźle zmęczeni. Zjedliśmy kolację i zaczęliśmy oglądać jakiś film. Około 21.00 zrobiłam się strasznie senna i postanowiłam wziąć kąpiel i iść spać. Tak mijały nam kolejne dni aż do świąt. Święta też minęły mi w spokojnej i rodzinnej atmosferze. Świetnie się dogadywaliśmy, chyba jak nigdy. 27 grudnia przybyła do mnie Alex na wcześniej umówione spotkanie. Spędziłyśmy ten wieczór z butelką wina i romansidłem na DVD, na którym ryczałyśmy jak głupie. Dziewczyna spała u mnie w tym dniu. Nazajutrz o poranku obudził nas dzwonek telefonu Alex. Zostałyśmy zaproszone na Sylwestra do naszego znajomego z trzeciego roku, Toma. Ta propozycja bardzo nas ucieszyła, ponieważ nie miałyśmy jeszcze żadnych planów na ten dzień.



**Oczami Zayn'a**
Od kilku dni chodziłem jak struty. Nie miałem siły na nic. Przez całe święta musiałem udawać szczęśliwego przy rodzinie. Nawet propozycja spędzenia Sylwestra na domówce u Toma niezbyt mnie ucieszyła, ale chłopaki namówili mnie żebym z nimi poszedł, więc się zgodziłem.


**Oczami Rose**
Nadszedł dzień Sylwestra. Wczoraj byłyśmy na zakupach i kupiłyśmy sobie sukienki, które postanowiłyśmy dzisiaj założyć. Wstałam około godziny 10.00 i byłam wypoczęta. Przebrałam się w czarne legginsy i bluzkę z motywem Jacka Daniels'a. Włosy spięłam w niedbałego koka na czubku głowy, a na nogi wciągnęłam puchowe skarpetki. Zbiegłam na dół po schodach prosto do kuchni i postanowiłam zrobić sobie śniadanie. Wsypałam płatki do miski i zalałam je mlekiem. Zjadłam posiłek i włożyłam miseczkę do zlewu. Przeniosłam się do salonu i włączyłam telewizję, w której emitowany był jakiś wywiad z One Direction. Prychnęłam zmieniając kanał. W tym samym czasie do mojego domu bez pukania wtargnęła Ale taszcząc ze sobą torbę z ciuchami. Zaśmiałam się widząc dziewczynę, która ledwo radziła sobie z wnoszeniem bagażu.
-Ty się nie śmiej, tylko mi pomóż!- krzyknęła na co ja wybuchłam jeszcze większym śmiechem.
Wstałam z kanapy i podeszłam do dziewczyny biorąc od niej torbę.
-Po co Ci aż tyle tego?- zapytałam.
-Trzeba jakoś wyglądać stwierdziła beznamiętnie na co ja zrobiłam młynek oczami.
-Ale jest dopiero 11.00, a impreza zaczyna się o 19.00.- stwierdziłam.
Razem udałyśmy się do salonu i zaczęłyśmy oglądać telewizję. Cały czas śmiałyśmy się i wygłupiałyśmy się. Około 16.00 zaczęłyśmy się przygotowywać. Najpierw Alex poszła wziąć prysznic, a ja potem pomogłam zrobić jej fryzurę i makijaż. Około 17.00 ja poszłam się odświeżyć, a Alex pomogła mi zrobić fryzurę i makijaż. Ja wybrałam dla siebie taki zestaw.


Alex taki.


Gotowe zeszłyśmy na dół i czekałyśmy na taksówkę. Po chwili podjechała. Ubrałam na siebie jeszcze skórzaną kurtkę i ostatni raz przeglądając się w lustrze wyszłyśmy z domu. Droga do domu Toma zajęła nam około 20 minut. Już od ulicy słychać było głośną muzykę. Zadzwoniłyśmy dzwonkiem i czekałyśmy aż ktoś otworzy. Po chwili w drzwiach pojawił się Tom. Przywitał nas całusem w policzek i zaprosił do środka. Udałyśmy się do salonu i zabrałyśmy po drinku. Chciałam się porządnie zabawić. Po chwili tańczyłam już w objęciach nieznanego mi chłopaka, który nie powiem był nawet całkiem przystojny. Kolejne godziny mijały mi na tańczeniu, rozmowach ze znajomymi i piciu alkoholu. Kilkanaście minut przed północą wyszłam na taras zapalić. Oparłam się o barierkę i przyglądałam się pogrążonemu w mroku Londynowi.


**Oczami Zayn'a**
Było kilka minut przed północą. Muszę przyznać, że dobrze zrobiłem przychodząc na tą imprezę. Postanowiłem wyjść na taras, żeby zapalić i wtedy zobaczyłem Ją. Nie wierzę, Rose tu jest. Otworzyłem aż usta ze zdziwienia. Wiedziałem, że nie mogę zmarnować tej szansy. Wyszedłem na taras i tak jak ona oparłem się o barierkę. Dziewczyna nawet mnie nie zauważyła, widać było, że myślami jest gdzieś daleko. Nie wiedziałem jak mam zacząć rozmowę, a jedyne co mi przyszło do głowy to:
-Masz ogień?- zapytałem. Dziewczyna nawet na mnie nie patrząc podała mi zapalniczkę. - Dzięki.- powiedziałem oddając dziewczynie jej własność. Wtedy ona odwróciła się.
-Zayn...- szepnęła patrząc w moje oczy.
-Rosie, tak bardzo za Tobą tęskniłem.- szepnąłem zagarniając ją w ramiona. Dziewczyna nie protestowała, tylko mocno się we mnie wtuliła.
-Ja też.- szepnęła odsuwając się.- Tak długa na Ciebie czekałam.- dodała patrząc na mnie tymi swoimi zielonymi oczami.
-Obiecuję Ci, to się już nigdy więcej nie powtórzy.- powiedziałem zbliżając jej twarz do mojej.
Nasze twarze dzieliły milimetry. Czułem jej ciepły oddech na moim policzku. Przybliżyłem się jeszcze bardziej i położyłem jedną dłoń na jej policzku, a drugą oplotłem wokół jej chudziutkiego ciała tym samym przysuwając ją jeszcze bliżej. I zrobiłem to. Pocałowałem ją. Jej usta były takie cudowne. Przejechałem językiem po jej dolnej wardze tym samym prosząc o wstęp. Dziewczyna powoli rozchyliła usta. Nasze języki tańczyły ze sobą taniec miłości. Ten pocałunek był obietnicą. Obietnicą tego, że jej już nigdy więcej nie zostawię. W oddali słyszeliśmy: 3, 2, 1, Nowy Rok! Oderwaliśmy się od siebie z wielkimi uśmiechami na twarzach.
-To było jednocześnie najlepsze zakończenie i rozpoczęcie roku jakie mogłem sobie tylko wymarzyć.- powiedziałem na co dziewczyna zaśmiała się wtulając się w mój tors.









Szablon by S1K